29 kwietnia 2007 roku tysiące ludzi żegnało w Moskwie Mścisława Rostropowicza, legendarnego wiolonczelistę, dyrygenta i pedagoga, o którym mówiono, że „czar osoby potrafił przeniknąć osobowość muzyki”. Z jego inspiracji powstały - lub też jemu są dedykowane - niemal wszystkie ważniejsze utwory wiolonczelowe XX wieku. Urodzony w 1937 roku, w Baku, naukę gry na wiolonczeli rozpoczął w wieku 10 lat, czyli dość późno. Jako czternastolatek zarabiał już pierwsze pieniądze, udzielając lekcji na tym instrumencie. W wieku 34 lat został profesorem konserwatorium w Moskwie.
Niestety, z powodów czysto politycznych (wsparcie okazane Sołżenicynowi, a wcześniej obrona Szostakowicza) został zmuszony do opuszczenia Związku Radzieckiego. Ameryka, do której pojechał, czekała na niego z otwartymi ramionami. W latach 1977-1994 Rostropowicz był dyrektorem artystycznym National Symphony Orchestra w Waszyngtonie (za co dodatkowo pozbawiono go radzieckiego obywatelstwa).
Zaangażowany politycznie muzyk, uchodził za najwybitniejszego współczesnego wirtuoza wiolonczeli. Prowadził również orkiestry operowe i symfoniczne. Dymitr Szostakowicz, Sergiusz Prokofiew czy Benjamin Britten pisali utwory przeznaczone tylko dla niego (Witold Lutosławski napisał dla niego niezwykle ekspresyjny koncert wiolonczelowy). Był pedagogiem, ale i zagorzałym przeciwnikiem dyktatury komunistycznej. Kto wie, czy walka z dyktaturą radziecką nie dodawała ognia jego grze… Być może jest to wzór wybitnego instrumentalisty? Do najwybitniejszych koncertów moskwianina zaliczany jest występ z 1989 roku, podczas upadku muru berlińskiego. Występ skierowany przeciwko dyktaturze. Mocny, wyraźny. Genialny.
W 1993 roku, Witold Lutosławski, podczas spotkania ze studentami Akademii Muzycznej we Wrocławiu powiedział: „Gdy Rostropowicz po raz pierwszy wykonywał mój koncert wiolonczelowy w Moskwie, to jego siostra, grająca w orkiestrze, była tym bardzo podekscytowana. Podeszła później do niego i powiedziała, że Rostropowicz musi jej opowiedzieć, jakie jest "sadierżanije" tej muzyki, jaka jest jej treść. Ona nie wyobrażała sobie, żeby utwór nie miał treści pozamuzycznych. A teraz anegdota. W koncercie wiolonczelowym jest takie miejsce, gdzie orkiestra gra bardzo głośno (fortissimo) i nagle przerywa. Potem wiolonczela odzywa się z krótką frazą, na poły, można powiedzieć, żartobliwą, a w każdym razie delikatną. Następnie orkiestra znowu rozpoczyna to, co przedtem. Jest to bardzo głośne wejście. Kiedy Rostropowicz przyjechał do Warszawy, jeszcze przed premierowym wykonaniem utworu, które miało odbyć się w Londynie, powiedział: wiesz co, ja nie wiem, jak tę frazę grać. Jak ją zinterpretować? Musiałem coś wymyślić, żeby to do niego trafiło. - Słuchaj, mówię, ty wyobrażaj sobie grając, że mówisz: no, my jeszcze zobaczymy. - świetna myśl - odpowiedział Rostropowicz. - Jak będę grał to w Londynie, to w tym miejscu będę patrzył w oczy ambasadora sowieckiego. No, my jeszcze zobaczymy...” (archiwum Polskiego Radia).
Mścisław Rostropowicz zmarł w kwietniu 2007, w Moskwie. Jak napisał Adam Zagajewski: „W wielkim mieście też czasem następuje wielka cisza”.
Zrodlo:PolskieRadio
Niestety, z powodów czysto politycznych (wsparcie okazane Sołżenicynowi, a wcześniej obrona Szostakowicza) został zmuszony do opuszczenia Związku Radzieckiego. Ameryka, do której pojechał, czekała na niego z otwartymi ramionami. W latach 1977-1994 Rostropowicz był dyrektorem artystycznym National Symphony Orchestra w Waszyngtonie (za co dodatkowo pozbawiono go radzieckiego obywatelstwa).
Zaangażowany politycznie muzyk, uchodził za najwybitniejszego współczesnego wirtuoza wiolonczeli. Prowadził również orkiestry operowe i symfoniczne. Dymitr Szostakowicz, Sergiusz Prokofiew czy Benjamin Britten pisali utwory przeznaczone tylko dla niego (Witold Lutosławski napisał dla niego niezwykle ekspresyjny koncert wiolonczelowy). Był pedagogiem, ale i zagorzałym przeciwnikiem dyktatury komunistycznej. Kto wie, czy walka z dyktaturą radziecką nie dodawała ognia jego grze… Być może jest to wzór wybitnego instrumentalisty? Do najwybitniejszych koncertów moskwianina zaliczany jest występ z 1989 roku, podczas upadku muru berlińskiego. Występ skierowany przeciwko dyktaturze. Mocny, wyraźny. Genialny.
W 1993 roku, Witold Lutosławski, podczas spotkania ze studentami Akademii Muzycznej we Wrocławiu powiedział: „Gdy Rostropowicz po raz pierwszy wykonywał mój koncert wiolonczelowy w Moskwie, to jego siostra, grająca w orkiestrze, była tym bardzo podekscytowana. Podeszła później do niego i powiedziała, że Rostropowicz musi jej opowiedzieć, jakie jest "sadierżanije" tej muzyki, jaka jest jej treść. Ona nie wyobrażała sobie, żeby utwór nie miał treści pozamuzycznych. A teraz anegdota. W koncercie wiolonczelowym jest takie miejsce, gdzie orkiestra gra bardzo głośno (fortissimo) i nagle przerywa. Potem wiolonczela odzywa się z krótką frazą, na poły, można powiedzieć, żartobliwą, a w każdym razie delikatną. Następnie orkiestra znowu rozpoczyna to, co przedtem. Jest to bardzo głośne wejście. Kiedy Rostropowicz przyjechał do Warszawy, jeszcze przed premierowym wykonaniem utworu, które miało odbyć się w Londynie, powiedział: wiesz co, ja nie wiem, jak tę frazę grać. Jak ją zinterpretować? Musiałem coś wymyślić, żeby to do niego trafiło. - Słuchaj, mówię, ty wyobrażaj sobie grając, że mówisz: no, my jeszcze zobaczymy. - świetna myśl - odpowiedział Rostropowicz. - Jak będę grał to w Londynie, to w tym miejscu będę patrzył w oczy ambasadora sowieckiego. No, my jeszcze zobaczymy...” (archiwum Polskiego Radia).
Mścisław Rostropowicz zmarł w kwietniu 2007, w Moskwie. Jak napisał Adam Zagajewski: „W wielkim mieście też czasem następuje wielka cisza”.
Zrodlo:PolskieRadio